Majówka...
W majowy weekend było 30 stopni:
w czwartek 10, w piątek 10, w sobotę 10...
Pewnie niektórych pogoda doprowadziła do rozpaczy, ale nie nas :)
Nam deszczowe chmury nie przeszkadzały.
Codzienne spacery do lasu były niezwykle przyjemne: rześkie powietrze, dookoła soczysta zieleń, zero ludzi....
Wybraliśmy się też na Wrzosówkę, a Pani korzystając z faktu, że przez chwilę nie padało porobiła mi troszkę zdjęć. Po ich obejrzeniu okazało się, że latam:
a może to przyciąganie ziemskie ,,nawaliło"?
koło Wrzosówki jest duża łąka na której można się wyszaleć, ale też zgubić piłkę...
Chyba będziemy musieli wymienić piłkę, bo znalezienie obecnej w trawie sprawiało mi trochę problemów...
gdyby nie mój węch przepadłaby na amen
Tym razem się udawało, ale trawa jeszcze nie jest tak wysoka...
a na Wrzosówce:
największa duma Pani :) wyrosła pierwszy raz z cebulki, którą posadziłem z Panią jesienią:)
kwitnąca czereśnia:
kwitnąca jabłoń:
a wracając do tematu przewodniego:
wiem, że nie ostre, ale nie umieliśmy się oprzeć :)
to nie jest fotomontaż!
i to też nie:)
żeby nie było... biegać po ziemi też potrafię :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz