wtorek, 30 czerwca 2015

Jesienne odgrzewane kotlety :)




Dzień dobry!!

Ostrzegałem przed odgrzewanymi, jesiennymi kotletami i oto są!!

Zeszłoroczna jesień była tak piękna, że nie dało się siedzieć w domu i cały wolny czas poświęcaliśmy na wędrówki:



poznawaliśmy nowe ścieżki



podziwialiśmy las w jesiennych barwach



spotykaliśmy się ze znajomymi



o umówionej godzinie wyczekiwałem na moje leśne znajome ;)



oto one :)



czułym powitaniom nie było końca:



Pokazałem Delcie loże szyderców na której lubi przesiadywać moja Pani :)



Nie powiem Wam co się robi w loży szyderców :P



Nagle:



czyżby ze mną było coś nie tak??
Saba, aż tak urosła przez ten moment kiedy zająłem się Deltą??
Na szczęście to tylko kolejna leśna spacerowiczka :) Dobermanka (nie powiem całkiem
atrakcyjna ;))



a ja ze swoimi dziewczynami ruszam w dalszą trasę:



Pogoda jak na listopad rewelacyjna!! Jest niemalże upalnie :)
co widać po moim jęzorze :)
im jest cieplej tym mam dłuższy jęzor :)



koniecznie trzeba ugasić pragnienie:



nie tylko ja skorzystałem z kropli wody... fajnie było schłodzić łapy



Moje znajome często się zawieruszają... biegają po lesie szukając nie wiadomo czego... ja tam wole trzymać się Paninej nogi...

No ale jak na faceta przystało czekam na nie i poganiam żeby się nie zgubiły..



o proszę Saba nadciąga...



i Delta też :)



Wolę jak dziewczyny idą koło mnie....



fajny mam jęzorek? 



na jego widok sarenki uciekają w popłochu :) pewnie myślą, że je nim i wciągnę do paszczy :P



oooo!! a co to takiego??



na wyrko to się nie nadaje...



nie ważne co to!




ważne, że widzę jak moje ,,babki" znowu znikają za horyzontem...



biegnę do nich...

paaaaa

niedziela, 21 czerwca 2015

Odgrzewane kotlety :P

Dzisiejsze pogodowe szaleństwo miało na nas taki wpływ, że postanowiliśmy zaszaleć i odgrzebać stare zdjęcia. W kolejce tyle nowości, a my odgrzewamy kotlety :P
Ale co tam :P
Kto bogatemu zabroni?
 
Niebo niewiele się różni od dzisiejszego... tylko wtedy spadł deszcz, a my dziś mamy słońce, burze, ulewy, gradobicia i tak od rana...



ale tak było w ostatni dzień naszego urlopu. Na co dzień było tak:


dlatego z plaży schodziliśmy kiedy niebo przybierało barwę atramentu i zalewało tą barwą wszystko wokół:


taką ścieżynką codziennie maszerowaliśmy na plażę


na plażę mieliśmy takie oryginalne zejście. Było tak charakterystyczne, że kiedy wracaliśmy z wielokilometrowych wypraw od razu wiedzieliśmy, że jesteśmy w domku :)

żeby nie popadać w rutynę zwiedzaliśmy też okolicę, a była piękna:


Te wielkie ptaszyska zwane żurawiami swoimi wrzaskami przypominającymi śpiew słoni budziły nas co rano :)


kiedy prawie znikły za horyzontem miałem nadzieję, że już więcej ich nie usłyszę, ale się pomyliłem... O 5 rano znów usłyszałem słoniowe trele...


typowy polski krajobraz



i ta chata....


Pani się zakochała...


jak wygram w totka to jej tą chatkę sprezentuje....


mi też się podoba i fajnie byłoby mieć taką bazę w tym cudownym miejscu


maczki


rumianki (?)

 
Miejsce na wakacje wybieraliśmy długo i starannie. Warto było, dlatego z pewnością jeszcze nie raz tam wrócimy. 
 
 
w kolejce jeszcze jeden kotlet z jesieni, a potem postaram się być na bieżąco :P