wtorek, 17 kwietnia 2012

Święta, Święta i po świętach... część 4 - Rabsztyn

Wracając z tych zaledwie kilkudniowych Wielkanocnych ,,wakacji” przejeżdżaliśmy koło ruin zamku w małopolskiej miejscowości Rabsztyn. Miejsce to mijaliśmy wielokrotnie podczas naszych wypraw na wieś. W końcu Pani zarządziła postój i udaliśmy się na małe zwiedzanie.



Rabsztyn znajduje się Na Szlaku Orlich Gniazd, a w nim przepiękny średniowieczny zamek rycerski niestety obecnie w stanie częściowej ruiny…
U podnóża góry, na której wznosi się zamek, znajdują się fragmenty renesansowego pałacu zbudowanego w XVII wieku jako zamek dolny.




Pierwotny zamek, o którym wzmianki pochodzą z XIII w., był drewniany. Murowany wybudowany został za Kazimierza Wielkiego, po którego śmierci przeszedł w ręce prywatne w ramach spłaty długów.
Pod koniec XIV w. z nadania króla Władysława Jagiełły zamek stał się własnością Spytka Melsztyńskiego herbu Leliwa. W 1439 r. syn Spytka, o tym samym imieniu, zawiązał konfederację polskich husytów przeciw biskupowi krakowskiemu Zbigniewowi Oleśnickiemu. Po napadzie na obradującą w Nowym Korczynie radę królewską został pokonany w bitwie pod Grotnikami, gdzie sam poległ. Jego majątek wraz z zamkiem został skonfiskowany w 1441 r. na rzecz skarbu królewskiego, a następnie jako wiano Jadwigi z Książa przeszedł w ręce Andrzeja Tęczyńskiego z rodu Toporczyków. W 1442 r. na polecenie króla Andrzej Tęczyński miał wzmocnić twierdzę. Na początku XVI w. zamek znalazł się w rękach Bonerów, którzy przez trzy pokolenia sprawowali urząd starostów rabsztyńskich. W 1573 r. Seweryn Boner gościł na zamku króla Henryka Walezego.


Kolejnym starostą został w 1592 r. Mikołaj Wolski, a potem marszałek wielki koronny Zygmunt Myszkowski. Prawdopodobnie ten drugi w początkach XVII w. rozbudował rabsztyńską twierdzę w stylu renesansowym. Częściowo zatraciła ona charakter obronny. U podnóża zamku górnego powstał zamek dolny z trójskrzydłowym pałacem o dwóch kondygnacjach, w którym było 40 pokoi. Całość oddzielona była od reszty wzgórza głęboką fosą.
W czasie potopu wycofujące się wojska szwedzkie splądrowały i zniszczyły zamek, którego już nie odbudowano. Częściowo był jeszcze używany do początków XIX wieku, potem został opuszczony. W drugiej połowie XIX w. poszukiwacze skarbów wysadzili jedyną zachowaną część zamku – basztę oraz mury zamku dolnego.

Ku naszej uciesze od 2008 roku trwa remont zamku. Odbudowano już wieżę strażnicza i bramę główną – co można podziwiać w Rabsztynie

(Wiadomości o zamku w Rabsztynie pozyskane z Wikipedii)


 Zamek w Rabsztynie jest pięknie wkomponowany w wapienne skały


Uwielbiamy zamki... Są piekne i majestatyczne...




Legenda o zaklętych rycerzach z rabsztyńskiego zamku
Gminna wieść niesie, że pod ruinami zamku w Rabsztynie, głęboko pod ziemią, jest drugi, piękny zamek. W jednej z głównych komnat znajduje się dwoje skamieniałych dzieci: chłopiec i dziewczynka. Chłopczyk ma na palcu pierścień wysadzany brylantami, a dziewczynka zawieszony na szyi sznur pereł. W sąsiednich salach snem zaklętych śpią szeregi żelaznych rycerzy. Raz w roku budzą się z tego snu. Ma to miejsce w Niedzielę Palmową, gdy procesja wychodzi z najbliższego kościoła. Wówczas pierścień na palcu chłopca nieco się obraca. Otwierają się odrzwi sal zamkowych, zaklęci rycerze budzą się, odzyskują mowę i zasiadają do stołów uginających się od najwspanialszych potraw. Uczta trwa do północy. Po Niedzieli Palmowej znowu wszystko kamienieje. Tak powtarza się co roku, dopóki pierścień skamieniałego chłopca nie zsunie mu się z palca. Gdy to nastąpi rycerze zostaną uwolnieni z zaklęcia. Przebudzeni staną pod wodzą chłopca do boju z wrogami Polski. Pomogą im również przebudzone inne zaklęte wojska. Po zwycięstwie dziewczynka z perłami ofiaruje każdemu rycerzowi jedna perłę na pamiątkę wybawienia Ojczyzny.

Żródło z którego pozyskaliśmy Legende pochodzą z opracowania Józefa Liszki, Legendy i opowiadania znad brzegów Białej Przemszy, Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Bukownie z siedzibą w Bolesławi, Bolesław 1990, str. 97;



Niewątpliwą ciekawostką jest fakt, iż Około roku 1580 na zamku rabsztyńskich znajdowała się niewielka hodowla lwów króla Stefana Batorego, który był zapalonym myśliwym i kochał zwierzęta. Musiał więc upodobać sobie ten zamek, bowiem egzotyczne zwierzaki trzymano dla króla jeszcze tylko w 3 miejscach: w Krakowie, pod Warszawą i na Litwie.



 Pani zrobiła nam małą sesje zdjęciową:


Ładnie wyglądamy prawda? Jak z okładki:)



Zanim ruszyliśmy w dalszą drogę, podzikowaliśmy trochę z Panem:)


Wszystkim nam należało się prostowanie i rozruszenie kośca po kilku godzinach spędzonych w samochodzie...


Nie myślcie tylko, że ukradłem Panu talerz z jedzeniem  i dlatego mnie tak goni!!
Ja po prostu wykorzystuje do zabawy wszystko to co wpadnie mi w zęby...
Najwięcej hałasu było o to jak znalazłem wieniec.... Mi się bardzo spodobał:) drapnąłem go i ile w sił w łapach pognałem przed siebie... Kolorowe kwiaty i szarfy z napisem ostanie pożegnanie prowokująco furgały mi koło uszu... Myślałem, że Pani zacznie się ze mną bawić, ale gdzie tam... Dziwnie się zachowywała... Zginała się w pół, łzy leciały jej po policzkach i próbowała wyartykułować jakieś komendy, które zapewne miały brzmiec: ,,do mnie", ,,oddaj"... W końcu zaplątała mi się w to kolorowe kółko łapa... Pani mnie złapała odebrała tą ciekawą ,,zabawkę", ale nie było żadnego kazania... Czułem, że zrobiłem coś niedozwolonego... ale mimo wszystko chyba trochę udało mi się Panią rozbawić.... Mówiła potem Panu, że widok ganiającego z wieńcem Demona i tymi furgającymi szarfami był tak niecodzienny i tak groteskowo komiczny, że nie umiała się na mnie gniewać... I dobrze:)


To ostatnie susy w Rabsztynie...
Zaraz idziemy do auta i wracamy do domku...

Canon 600 d

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Święta, święta i po świętach... część 3 - wielkie łąki

W niedzielny poranek obudził mnie śpiew ptaków… Pan z Panią nie słyszeli tych radosnych treli i spali sobie w najlepsze, ale ja mam niezawodny sposób na to aby ich obudzić :P Otrzepuje się, a moje uszy robią tyle hałasu, że umarły z trumny by wyskoczył :P
Po świątecznym śniadaniu wybraliśmy się na wielkie łąki:)
Niebo było błękitne, od czasu do czasu pojawiały się na nim białe obłoczki, ale pomimo tego, że świeciło słońce było bardzo zimno. Oj zwodnicze to słoneczko… Mroźny wiatr dawał się we znaki… Dobrze, że Pani założyła mi plandekę…  Z resztą i moi Państwo też byli ciepło ubrani… Mieli czapki i rękawiczki, że o ciepłych kurtkach nie wspomnę…

Na wielkich łąkach  piętnie kwitły bazie…



Błękit nieba był oszałamiający…



Wytropiłem boćka:)
 Byłem bardzo blisko niego, ale on wcale się mnie nie bał…




Z resztą nic dziwnego!  Długość ciała boćka wynosi od  95–130 cm, do tego dochodzi 24–26 cm ogona, a długość dzioba to nawet 20 cm!! Nie chciałbym takim dziobem dostać po głowie… Rozpiętość skrzydeł tego ptaka waha się od 155 do 220 cm… Poza tym Pan bociek jest wyższy ode mnie, bo mierzy sobie 80 cm, a ja skromne 63…



Bocian jest ptakiem mięsożernym. Żywi się owadami, głównie pasikonikamii chrząszczami, ale równieżjaszczurkami, wężami, pisklętami i wyjątkowo małymi zającami!!! W latach obfitujących w myszy i norniki zjada prawie wyłącznie te gryzonie, przez co jest ptakiem pożytecznym z punktu widzenia rolników. Mimo popularnych opowieści bocian biały rzadko je  żaby, jeżeli do wyboru ma inne rodzaje pokarmu. W okresie lęgowym staje się mało wybredny i aby wykarmić szybko rosnące młode łapie każde zwierzę, które jest w stanie połknąć.

Wolałem trzymać się od Bociana z daleka, bo co by było gdyby to wielkie ptaszysko zamiast myszy albo chrząszcza nabrało smaka na boksera???
Oj wolałbym tego osobiście  nie sprawdzać…



Szybko poszliśmy sobie dalej żeby panu bocianowi nie przeszkadzać w polowaniu



Ach te wielkie łąki, jakież one urocze…. Mógłbym tu zamieszkać...



Dalej spotkaliśmy innego mieszkańca łąk. Pliszkę siwą, Ten ptaszek bardziej mi się spodobał może dlatego, że długość jego ciała wynosi tylko 20 cm a rozpiętość skrzydeł 30 cm, a może dlatego, że śmiesznie biegał po ziemi nieustannie przy tym kiwając ogonem w dół i w górę… próbowałem tak jak pliszka, ale ja umiem tylko w prawo i w lewo…



Na terenie Polski pliszka siwa jest objęta ścisłą ochroną gatunkową...



Bardzo się nam podobały samotnie stojące drzewa



Co prawda nie widać tego na zdjęciu, ale w koronie ukrywa się mnóstwo maleńkich ptaszków, no chyba że te drzewa ćwierkają…



A tu wyschnięte wrzosowiska…
 Jest nadzieja, że będziemy tu we wrześniu bo podsłuchałem, że Pani marzy się piękny bukiet wrzosów…



Wracając lasem mogłem zdjąć plandekę, moi Państwo tez zdjęli czapki i rękawiczki i rozpięli kurtki. Las chronił nas od mroźnego wiatru i zrobiło się przyjemnie ciepło



Szkoda, że już jutro wracamy:(



Informacje o bocianie i pliszcze zaczerpnięte z wikipedii

Canon 600 d

Święta, święta i po świętach.... część 2 - skarpa


Tuż po poobiedniej sjeście wybraliśmy się na spacer. Tym razem skierowaliśmy się do lasu żeby zobaczyć, jak wygląda nasza ulubiona skarpa:)
W lesie było trochę mroczno i tajemniczo..



Wśród drzew wypaczyłem coś nowego..



Drwale powycinali niektóre drzewa układając je w takie stosy:


Zanim dotarlismy do skarpy zza chmur wyjrzało słońce!! Zrobiło się jasno i od razu zrobiło sie lepiej na duszy.. Mogłem zrzucić swój skafander:)
Ochoczo zabrałem się do kopania...


Uwielbiam kopać...
Ale jeszcze bardziej uwielbiam patrzeć z góry...


obserwuje las, tą moją wielką piaskownice...


i skoki mojego Pana...


Musze przyznać, że Panu idzie coraz lepiej:) Lądowanie na 5:)


Ale popatrzcie na ,,miszczunia" :D


Lądowanie na 6 z plusem!!!


wkrótce wyprawa na wielkie łąki:)


Canon 600 d

Święta, święta i po świętach.... część 1 - nad rzeką

Już na kilka dni przed wielkanocnymi świetami czułem, że coś się święci:) i bynajmniej nie chodzi tu o święcone jajka, szyneczki i inne świąteczne przysmaki.
Liczba toreb, torebek, pakunków, siatek i kartoników przeróżnych gabarytów i maści narastała w przedpokoju w zastraszającym tempie.
No i wpiątek wszystko stało się jasne:)
Kiedy moi Państwo wrócili z pracy nastąpiło wielkie pakowanie...Nie wiem jakim cudem to wszystko zmieściło się w aucie, ale moj Pan jest mistrzem pakowania:)
Najważniejsze jest to, że znalazło się też miejsce dla mie:)
Pogoda nie była tak bajkowa jak w zeszłym roku, ale i święta w zeszłym roku były 2 tygodnie póżniej.
Na wsi nie bylo zatem ani tak zielono jak ostatnio ani tak ciepło, ale co tam. Grunt to dobry humor a i pogody nie ma złej bo to kwestia stosownego ubioru. Było czas na lenistwo, na świąteczne przysmaki (bo i mi małe co nieco z pańsiego stołu spadło do miski) i na długaśne spacery, które jak wiecie uwielbiamy!!!

Rekonesans okolicy zaczęliśmy od rzeki :)
Nad rzeką ćwiczyliśmy skoki:)
W tym roku szło mi o wiele lepiej!!


Biegałem ile sił w łapach


Podczas wędrówek natrafilismy  na malownicze bagienka

Znalazłem też plastikową butelkę, Pani była zła że ludzie tak śmiecą, a ja się tam cieszyłem, bo lubie się bawić takimi butelkami...

Niestety Pani się uparła i zamieniła butelkę na piłkę...


Byliśmy na polance, gdzie stała taka oto budka obserwacyjna:


ale wcale nie musiałem się na nią wskrobywać żeby zobaczyć sarenkę, a wy ją widzicie??


Widzieliśmy nawet bociana!! Pani powiedziała, że pierwszy widziany bocian w roku przynosi szczęcie, a jak jeszcze jest on w locie to szczęście ma być po byku!!


Moja radość z tego, że spotka mnie tak wielkie szczęście była tak ogromna, że o mało mnie nie rozsadziła i musiałem ją ,,wydzikować" :D



Wkrótce wyprawa na skarpę:)

piątek, 6 kwietnia 2012

Wesołych Świąt!!!


Z dala słychać trzask gałęzi,
to zajączek przez las pędzi.
Chociaż Wielka jest sobota,
ciężka czeka go robota.

Z hukiem wpada do kurnika,
bierze jajka, szybko znika,
w drodze wszystkie je maluje,
z trudem tempo utrzymuje.

Z pisankami zdążyć musi
zanim z Rezurekcji wrócisz.
Potem trochę chłop odpocznie,
w ciepłym gniazdku sobie spocznie.

Miejsca długo nie zagrzeje,
coś mu się na głowę leje.
Głośno śmieje się baranek:
To już Lany Poniedziałek!

Życzymy wszystkim zdrowych i pogodnych Świąt Wielkiej Nocy!!!!

niedziela, 1 kwietnia 2012

W marcu jak w garncu, kwiecień plecień....

 

Rano miałem nietęgą minę, bo widok jaki zobaczyłem za oknem sprawił, że ciarki przeszły mi po plecach...
Pan mocno mnie przytulił, złapał za mordkę i powiedział: głowa do góry Stary:)
 
 

Jak okiem sięgnąć wszystko pokryte śniegiem...
I bynajmniej to nie jest pryma aprilisowy żart!!!

Niebo nie wróżyło nic dobrego...
 
 

I pomyśleć, że kilka dni temu było takie błękitne....

w lesie natrafiliśmy na kwitnący podbiał:)

W domku zakwitły bratki:)
Nad jeziorem coraz przyjemniej:)

pamiętacie jak niedawno tafla jeziora była skuta lodem?

Brzozowy zagajnik wkrótce się zazieleni:)

Gra słonecznych promieni....

Uśmiecham się do wspomnień minionych słonecznych dni z nadzieją, że to co za oknem to ostatnie podrygi zimy:)
Sony Ericsson Xperia Arc
i moj nowy kolega:D:D:D:D Canon 600 D (chyba widać które zdjęcia są w wykonaniu mojego nowego kolegi:))